wtorek, 31 marca 2015

Rozdzial 28

-A o co chodzi z tym tatą?
Zacisnęła mocno powieki, a z jej oczu znowu pociekło kilka łez.
-To dość długa historia...
-Zamieniam się w słuch-powiedziałem łapiąc ją za rękę.


   Chwile trwaliśmy w krępującej ciszy.
-Widzisz...-zaczęła w końcu, a jej oczy zaszkliły się od łez-Bo...mój tata...
-Nie musisz mi tego mówić-powiedziałem całując ją w czoło i przytulając-Potem mi wytłumaczysz.
Widziałem jak jej ciężko. Widocznie był to trudny temat. Nie śpieszy mi sie. Powie o nim, kiedy bedzie chciała.
-Dziękuję-szepnęła mocniej mnie przytulając. Uśmiechnąłem się lekko. Moja mała, kochana Marta. Trwaliśmy w uścisku kilka minut.

W końcu odsunęła się ode mnie. Już miałem coś powiedzieć, ale pocałowała mnie. Nie powiem, spodobało mi się to. Złapałem ją w talii, żeby mi nie uciekła. Delikatny pocałunek zmienił się w namiętny, pełny pożądania. Cholera, czemu musimy być teraz w szpitalu? Zjechałem rękoma na jej pośladki na co ona zamruczała cichutko.
-Ekhem...
Marta momentalnie odsunęła się ode mnie i odwróciła się. W drzwiach stał Kacper.
-Jak się czujesz?-zapytał podchodząc do łóżka na którym leżałem
-Nawet-mruknąłem patrząc na niego niezadowolony. Musiał nam przeszkodzić, po prostu musiał! Jakby nie mógł zostać jeszcze chwili na tym cholernym korytarzu!
-Gdy wy sobie "rozmawialiście"-powiedział z lekkim sarkazmem odwracając się do Marty-ja wróciłem do domu. Chciałem się położyć, ale zobaczyłem na moim łóżku telefon. Pewnie jak spałaś ci wypadł.
Otworzyłem szerzej oczy. Moment, moment! Jak to "gdy spałaś"?! Jak to "na moim łóżku"?!
-Och, dziękuję-powiedziała biorąc telefon i przytulając się do Kacpra. Do szeroko otwartych oczu dołączyły usta. Kurde! Spałem 5 dni! Tylko pięć, cholernych dni! A ci już się musieli do siebie bardziej zbliżyć!

Wydawało mi się, że minęła wieczność zanim się od siebie odsuneli. Najchętniej teraz przywaliłbym Kacprowi w ryj tłumacząc, że to moja dziewczyna i tylko JA mogę ją przytulać! Niestety, takie przedstawienie raczej nie sposobałoby się Marcie. Pewnie by pomyślała, że jestem zazdrosny...pff! Ja? Zazdrosny? Nie, nie, nie. To się wydaje tak głupie...Nagle do sali weszła pielęgniarka mówiąc, że musi zabrać pacjenta na badania wstępne. Świetnie! Zostawi ich sam na sam! Niestety, nim zdołałem coś powiedzieć kobieta złapała za łóżko na którym leżałem i pociągnęła je w stronę drzwi. Ostatnie co zobaczyłem to Marta trzymająca za rękę Kacpra. Pięknie. Lepiej być nie mogło!


*Perspektywa Marty*

Gdy Jaś wyjeżdżał prowadzony przez pielęgniarkę Kacper złapał mnie za rękę. W pierwszej chwili chciałam się wyrwać, ale trzymał moją dłoń za mocno. Kiedy Janek już wyjechał pociągnął mnie za rękę wyprowadzając z sali. Na korytarzu była Natalia z Adamem i parę pielęgniarek. Kacper w końcu puścił moją dłoń.

Uśmiechnęłam się lekko, bo zobaczyłam w oddali mamę Janka. Podbiegłam do niej i ją przytuliłam. Kiedy jej syn był w śpiączce bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. Natalia po kilku sekundach dołączyła się do naszego uścisku. Adam zaczął rozmawiać z Kacprem, a my we trójkę usiadłyśmy na ławce i rozmawiałyśmy o babskich sprawach.

Po jakiś piętnastu minutach mama Janka poszła do toalety. Adam wykorzystując sytuacje zaczął się kleić do Natali. Słodka z nich para. Kacper podszedł do mnie i powiedział, że musimy porozmawiać. Złapałam go za ręce i poprowadziłam na drugi koniec korytarza tuż. Staneliśmy tuż przy drzwiach wejściowych.
-Dobrze, to o co chodzi?-spytałam
Na początku Kacper się wykręcał, ale w końcu coś tam wymamrotał. O ile dobrze zrozumiałam to mu się podobam. Przełknęłam głośno ślinę. Cholera, jak mu to wyjaśnić, żeby go nie zranić?
-Widzisz...ale...ja ciebie tylko lubię. Wiesz...traktuję jak kumpla.
-Wiem, ale...
-Nic do ciebie nie czuję-przerwałam mu-Jestem z Jasiem i jego kocham...
Od razu zauważyłam, że posmutniał.
-Przepraszam....Nie chciałam cię ranić, ale nie chcę ci robić też złudnej nadziei.
Westchnął.
-Nie, to ja przepraszam.
-Nie masz za co...I tak zasługujesz na kogoś lepszego niż ja.
-A gdzie ja znajdę kogoś takiego jak ty?
-Nie martw się. Jeszcze znajdziesz tę jedyną-mruknęłam puszczając mu oczko
-Pewnie masz rację-powiedział uśmiechając się-Ale...możemy być przyjaciółmi?
-Oczywiście-odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech. Naprawdę bardzo go lubiłam.


*Perspektywa Jasia*

Nie wiem ile te badania trwały, ale o wiele za długo! Marta i Kacper sam na sam to nienajlepsze połączenie. Niedługo będę mógł stać o własnych siłach na nogach. Wtedy pierwsze co zrobię to pójdę do Kacpra i wytłumaczę mu parę spraw. Pierwsze primo Marta jest MOJĄ dziewczyną. Drugie primo tylko JA mogę ją dotykać. Trzecie pri...przerwałem, gdy zobaczyłem ich razem przy drzwiach wyjściowych. Kacper trzymał ją za ręce. Dobra, właściwie teraz możemy wyjaśnić sobie parę spraw. Drugie primo trzeba mu pewnie będzie powtórzyć kilka razy. Ale trudno. Powtórzę nawet miliard razy jeśli trzeba. Może poproszę pielęgniarkę, która prowadzi moje łóżko, żeby podjechała tam do nich? W sumie to nie głupi pomysł. Już miałem tak zrobić, kiedy Kacper pochylił się i pocałował Martę w policzek. Otworzyłem szeroko usta i oczy. JAK DO CHOLERY ON ŚMIAŁ?! Dobra! Teraz to już jestem zazdrosny!

_____________________________________________________________________

Jest dość krótki,
ale było tyle wrażeń, że długość powinna mi być darowana xd

Wiem, że ostatnio dodaję rzadziej.
Po prostu mam ostatnio gorsze dni.
Nawet, żeby napisać ten rozdział musiałam się wziąć w garść,
bo kompletnie nie miałam ochoty, żeby go napisać.

Mam nadzieję, mordki, że rozumiecie.


Czytasz? Komentuj!

♥ Dziękuję, że poświęciłaś czas na przeczytanie tego opowiadania  ♥

Zapraszam rowniez na  mojego aska

niedziela, 29 marca 2015

Rozdzial 27

-Natalia dzwoniła...
-Yhym...
-Nie odbierasz od niej telefonów...
-Yhym...
-Jaś się obudził...
Momentalnie otworzyłam oczy.


   Wybudził się?! Boże, czy to sen? Uszczypnęłam się. Nie! Obudził się! Szybko wstałam z łóżka.
-Jedziemy!


*Perspektywa Jasia*

Odpowiadałem na pytania zadane mi przez lekarza. Nie wiedziałem dokładnie co się działo. Kilka minut temu obudziłem się, a przy moim łóżku siedziała Natalia. No tak nie dokońca moim - szpitalnym. Zapytałem jej co się stało, ale ta wrzasnęła tylko radośnie, że się obudziłem i że zawoła doktora. Po czym lekarz przyszedł, a ta zadzwoniła gdzieś i wyszła z sali. I teraz leżę i odpowiadam na pytania doktora - jak się czuje, co mnie boli, czy pamiętam kim jestem itd.
-Przepraszam-przerwałem w końcu lekarzowi-Co się właściwie stało?
-Miałeś wypadek samochodowy. Obrażenia niewielkie, ale za to zapadłeś w śpiączke-odezwała się pielęgniarka, która stała niedaleko. Otworzyłem szeroko oczy. Śpiączke?! Cholera...
-Ile spałem?-spytałem szybko
-Niedługo, wręcz bardzo krótko. Masz szczęście-mruknął doktor uśmiechając się do mnie
-A dokładniej?-jęknąłem, bo nadal nie znałem odpowiedzi. Dla jednego krótko to parę dni, a dla drugiego kilka lat...
-5 dni-powiedziała pielęgniarka podając mi jakieś tabletki i szklankę z wodą. Posłusznie połknąłem i popiłem. Kilka dni...To nie tak dużo...I nagle do sali weszła Natalia.
-Dobrze, to my was zostawiamy-powiedział doktor-Niedługo przyjdziemy, żeby zrobić wstępne badania
Ledwo co wyszli, a Natalia już się do mnie przytuliła.
-Nawet nie wiesz jak się ciesze-powiedziała ze łzami w oczach, a ja się do niej uśmiechnąłem.
-Jest ktoś jeszcze?-spytałem mając na myśli kogoś z rodziny czy znajomych
-Nie, ale Martę i twoich rodziców juz powiadomiłam. Zaraz przyjadą. Bardzo się o ciebie martwiliśmy. Ja przychodziłam zwykle do ciebie rano, a rodzice jak tylko znaleźli wolną chwilę.
Zabolało mnie to, że nic nie wspomniała o Marcie. W sumie pewnie za sobą nie przepadają, ale...to moja dziewczyna. Więc chyba mam prawo wiedzieć co u niej, nie?
-A Marta?-spytałem po chwili, a wtedy Natalia raptownie wciągnęła powietrze
-Ona najbardziej to przeżywała...Cały czas płakała, mało spała i jadła, a przychodziła do ciebie codziennie. I zawsze przesiadywała tutaj przynajmniej z cztery godziny.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Serce mi się ściskało na myśl o bólu jaki musiała przeżywać. Cholernie mi jej teraz brakowało.
-Za ile będzie?-spytałem szybko
-Z tego co wiem to za kilka minut...


*Perspektywa Marty*

Jechaliśmy samochodem. Niby krótka trasa, ale chciałam być już, w tej chwili przy Jasiu. Całą drogę kazałam Kacprowi przyśpieszyć. No przepraszam, ale włóczył się strasznie.
-Kobieto, nie mogę szybciej!-krzyknął stając na czerwonym świetle-Przekroczyłem już prędkość naddźwiękową!
-Nie przesadzajmy...
-"Nie przesadzajmy"?! Wiesz ile mandatów będę musiał zapłacić?! Zrobiło nam zdjęcia już chyba z pięćset fotoradarów!
-Trudno! Musimy być tam jak najszybciej!
-Dobrze, to popatrz w prawo! Widzisz?! Szpital! Dwie minuty i będziemy!
-Ale...
-Przestań już marudzić!-krzyknął, a ja zamilkłam. Szczerze to chciało mi się śmiać. Jaki wkurzony, że baba go pośpiesza...pff...Komuś się tu chyba zbliża okres.

Gdy tylko wysiadłam z tego przeklętego auta pobiegłam prosto do drzwi. Przebiegłam przez kilka korytarzy potrącając przy tym mase ludzi. Chciałam być jak najszybciej przy nim i tylko to się liczyło. Szybko otworzyłam drzwi od sali Jasia. Natalia stała nad łóżkiem, a na nim... Boże, obudził się! Podbiegłam do niego, a on, gdy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się.
-Mar...
Nie zdążył powiedzieć dalej, bo oberwał ode mnie siarczysty policzek, po czym się rozpłakałam.
-To...ja was możę zostawię samych-mruknęła Natalia i skierowała się do wyjścia
-Kochanie, nie płacz...-zaczął mnie uspokajać Jaś, a ja przytuliłam się do niego.
-Tak bardzo mi cie brakowało-wyszeptałam powoli powstrzymując płacz
-To czemu oberwałem z plaskacza?-zapytał rozbawiony
-Bo jechałeś po pijaku samochodem!-krzyknęłam momentalnie się prostując-Mogłeś umrzeć! Rozumiesz?! Wiesz co bym wtedy...
Nie dokończyłam, bo znowu się rozpłakałam.
-Cii, misiu, nie płacz-powiedział Jaś przytulając mnie-Przepraszam. Jestem idiotą. Nie powinie...
Przerwał, bo go pocałowałam. Delikatnie przejechałam języczkiem po jego dolnej wardze na co on odpowiedział tym samym. W końcu zabrakło nam tchu. Odsuneliśmy się od siebie i zaczeliśmy szybko łapać powietrze.

-Boże, tak bardzo cię kocham-wymruczał Jaś całując mnie po szyi. Jego ręka wylądowała na moim udzie. Już miałam ją zepchnąć, kiedy Jaś pocałował mnie. Ale wcale nie delikatnie, lecz namiętnie. Czuć było w tym pocałunku taką tęsknote...no po prostu...nie do opisania...Jego ręka powędrowała wyżej, aż do zapięcia przy moich spodniach. Już miał odsunąć suwak, ale odepchnęłam jego dłoń.
-Jasiek, co ty wyprawiasz?-zapytałam odsuwając się od niego
-Prze...przepraszam-wyjąkał po chwili-Poniosło mnie
-Troszkę-mruknęłam, a moją uwagę przykuło wybrzuszenie w jego spodniach. Jaś widząc, że tam patrzę zmieszany zakrył się kołdrą.
-Kocham cię-powiedział po chwili łapiąc mnie za rękę
-I nigdy mnie już nie zostawisz?-zapytałam patrząc mu w oczy
-Nigdy-mruknął patrząc na moje usta, które instynktownie oblizałam. Po chwili przybliżył się do mnie. Delikatnie musnęłam jego usta moimi. Już Jaś miał pogłębić pocałunek, kiedy do sali wbiegła moja mama.
-Marta!-krzyknęła podbiegnając i przytulając mnie. Przełknęłam głośno śline. Cholera. Mam przechlapane.
-Mmamo-wyjąkałam
-Jak ja się o ciebie martwiłam! Gdzieś ty polazła?!
-Napewno nie do naszego domu w którym nie jestem mile widziana-mruknęłam sarkastycznie
-Kochanie...-zaczęła moja mama, ale ja odsunęłam się od niej
-Nie mów tak do mnie! Przeszkadzam ci to się przeprowadzę! Szczęśliwa?! A teraz daj mi spokój!
-Ale...
-Nie obchodzi cię nic poza tym, żeby tobie dobrze było! Tak samo było z tatą!-krzyknęłam, ale widząc minę mamy momentalnie pożałowałam tych słów-Nie...nie chciałam tego powiedzieć
-Nie. Chciałaś. Masz rację. Przepraszam-powiedziała cicho i skierowała się w stronę wyjścia. Kiedy usłyszałam zamykające się drzwi łzy same zaczęły napływać mi do oczu. Cholera...
-Marta...-zaczął Jaś, a ja tylko przytuliłam do niego. Łzy coraz szybciej spływały mi z oczu. Cholera, cholera, cholera!


*Perspektywa Jasia*

Za bardzo nie wiedziałem co robić. Nie wiedziałem jak mogę ją pocieszyć. Czułem jak mój rękaw staje się coraz bardziej mokry od jej łez. Zacząłem delikatnie głaskać ją po plecach.
-Misiu, nie płacz...-wyszeptałem jej do ucha
-Łatwo ci mówić...-powiedziała przez łzy. Zamilkłem. W sumie co mogłem odpowiedzieć? Jak ją niby pocieszyć? Nawet nie wiedziałem jaki jest powód kłótni...
-O co poszło?-spytałem, gdy już trochę się uspokoiła
-Nieważne...
-Ważne-powiedziałem wycierając jej łzy na co lekko się uśmiechnęła
-Po prostu siedziałam u ciebie do późna, a ona przyjechała i kazała mi wracać. Pokłóciłyśmy się i wybiegłam ze szpitala...
-A o co chodzi z tym tatą?
Zacisnęła mocno powieki, a z jej oczu znowu pociekło kilka łez.
-To dość długa historia...
-Zamieniam się w słuch-powiedziałem łapiąc ją za rękę.

_____________________________________________________________________

Chciałam, żeby był dłuższy. Chciałam.
Bo moja kochana Olwika mi przeszkadzała. 
I nie dałam rady. 
Wybaczcie xd 
Jakby co wszystko jej wina :'D


Czytasz? Komentuj!

♥ Dziękuję, że poświęciłaś czas na przeczytanie tego opowiadania  ♥

Zapraszam rowniez na  mojego aska

sobota, 28 marca 2015

Rozdzial 26

W końcu lekko się ode mnie odsunęła i podniosła głowę do góry. Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Lekko się pochyliłem, a nasze usta już prawie się styknęły...

    Nie odsunęła się, więc to było dla mnie jak pozwolenie. Lekko musnąłem jej usta. Już miałem pogłębić pocałunek, ale się odsunęła.
-Co ty wyprawiasz?-krzyknęła patrząc na mnie zdziwiona
-Prze...przepraszam-wyjąkałem
Chwile staliśmy w ciszy.
-Emm...Nic się nie stało-odezwała się w końcu-Po prostu...wiesz...jestem z Jasiem...
-Wiem, przepraszam-westchnąłem
-To...idziemy?-spytała po chwili lekko się uśmiechając
-Pewnie-odpowiedziałem odwzajemniając uśmiech

Przez całą drogę szliśmy w ciszy. W końcu znaleźliśmy się pod moim domem. Niezdążyłem nawet wyciągnąć kluczy, a drzwi już się otworzyły
-Masz piwo?-zapytał Adrian, a po chwili zabrał zgrzewkę z mojej dłoni-W końcu! Ile można czekać!
Po czym wszedł do środka zostawiając drzwi otwarte. Westchnąłem patrząc w stronę Marty. Uśmiechała się.
-Widzę, że masz gości-mruknęła roześmiana
-Eee...no...-mówiłem zmieszany-Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza. I tak zaraz sobie pójdą.


*Perspektywa Marty*

-Nie no. Rozumiem. Nie przeszkadza mi to...-powiedziałam uśmiechając się-Jeszcze raz dziękuję, że mogę tu przenocować.
-Nie ma sprawy-mruknął też się uśmiechając, a po chwili pokazał na drzwi-Panie przodem.
Roześmiana weszłam przez próg i pierwsze co zobaczyłam to wszędzie porozrzucane jakieś butelki, opakowania, papiery i ubrania.
-Eee...Przepraszam za chlew...-powiedział Kacper wchodząc za mną-Jak było więcej chłopaków to trochę...nabałaganili...
-Spoko-mruknęłam idąc korytarzem-Gdzie jest łazienka?
-Chodź...

Przeszliśmy przez drzwi prosto do salonu. Na kanapie siedział jakiś chłopak oglądający telewizję. Nie widziałam jego twarzy, bo szliśmy za nim.
-Adrian? To ty?-zapytał odwracając się w naszym kierunku-O, Kacper. Masz pi...
Przerwał, gdy zobaczył mnie. Powiem szczerze, że ja też byłam zaskoczona.
-Marta? A co ty tu robisz?
-Właśnie miałam cię spytać o to samo-mruknęłam patrząc na Maćka.
-Jak widzisz siedzę. A ty?
-Stoję.
-Ale o tej porze? I to tutaj?
-To i tak już chyba moja sprawa, nie?
-No mi możesz powiedzieć-powiedział roześmiany
-I potem powtórzysz to swoim kumplom? Tak jak z innymi moimi tajemnicami?-mruknęłam z kpiną w głosie. Tak, był dla mnie jak brat. Był. Bo już nie jest. Od pamiętnej imprezy na której się upiłam przez nakłanianie Bartka, ktory dobijał mnie mówieniem o Jasiu. A skąd o nim wiedział? Oczywiście Maciek mu powiedział.
-Co...?-zapytał zaskoczony
-Czyli się znacie?-przerwał nam konwersację Kacper
-Tak, ze szkoły-mruknęłam patrząc w bok w stronę drzwi-To tam jest łazienka?
-Tak-odpowiedział gospodarz, a ja momentalnie ruszyłam w jej stronę. Już dzisiaj miałam jedną kłótnię i nie chcę następnej. Co prawda jest różnica między kłóceniem się z mamą i z kolegą. Ale dla mnie to i tak było trudne. Kłócić się z osobą, której ufam. A przynajmniej ufałam jak w przypadku Maćka.

Niestety, nie mogłam przesiedzieć w toalecie całej nocy. Po kilku minutach wyszłam z łazienki. Trójka chłopaków siedziała na kanapie z piwami w rękach i oglądali mecz. Przysiadłam się do nich. Akurat piłkę nożną lubię oglądać, choć chyba już o tym wspomniałam. Kacper popatrzył w moją stronę.
-Eeee...jak nie chcesz oglądać meczu, to możesz pójść do mnie do pokoju, gdzie mam telewizor-powiedział po chwili
-Nie, nie-zaprzeczyłam szybko-Mogę pooglądać....
-No dobra...

Jednak po piętnastu minutach zaczęłam ziewać.
-Idź spać do mojego pokoju, bo zaraz nam tu zaśniesz-mruknął Kacper
-Nie...
-Już zaraz będzie trzecia-wtrącił się Maciek-Albo pójdziesz sama, albo cię zaniosę
Uśmiechnęłam się na jego słowa. I dlatego nazywałam go bratem. Bo był taki kochany, opiekuńczy...Stop! Marta, ten człowiek mówił wszystkim twoje sekrety. Nie jest godny zaufania.
-Dobra, widzę, że sama się nie podniesiesz-mruknął Maciek wstając z kanapy
-Czekaj, co ty rob...
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć już byłam w jego ramionach. W kilka sekund zaniósł mnie do pokoju Kacpra i położył na łóżku.
-Nie jestem śpiąca-wymruczałam, ale on tylko przykrył mnie kołdrą.
-Słodkich snów-powiedział i skierował się w stronę drzwi
-Maciek...-zaczęłam, a on momentalnie się odwrócił
-Więc?
-Przytulisz się do mnie?
-Mam tam mecz-mruknął roześmiany
-Aha...-powiedziałam cichutko i odwróciłam się na bok. Szkoda...Nagle poczułam jak przytula się do moich pleców.
-Wiem, że coś jest nie tak. Jesteś rozdrażniona, przygnębiona, wszystko ci obojętne...co się stało?
Mała łza spłynęła po moim policzku. Wszystko mi się przypomniało. Wypadek i śpiączka Jasia, nieprzespane noce, kłótnia z mamą...

Nawet nie zauważyłam, a już wszystko mu opowiedziałam.
-Boże...to....straszne-powiedział przytulając mnie mocniej. Od razu zrobiło mi się lepiej. Tylko oczywiście wtedy musiał uaktywnić się mój rozum. Cholera. Marta, przecież ty....ten człowiek...
-Po cholere ja ci to w ogóle mówiłam?-spytałam odpychając go od siebie
-Cco?-wyjąkał zszokowany
-Przecież i tak zaraz wszystkim to rozgadasz-prychnęłam odwracając się do niego plecami
-O czym ty mówisz?
Zamilkłam. Łzy same spływały mi z oczu. Cholera, Marta! Weź się w garść! Co z tego, że człowiek, któremu ufałaś bezgranicznie okazał się fałszywym dupkiem...No tak. Te pocieszenie w moim wykonaniu...
-Ej, nie płacz-powiedział Maciek wycierając moje łzy
-Zabierz te łapy
-O co ci chodzi? Co ja zrobiłem?
-A może przypomnisz sobie, że mówiłeś wszystkim o moich problemach?!-wykrzyczałam nagle-Ufałam ci, myślałam, że trzymasz to w sekrecie, ale ty niee! Musiałeś porozpowia...
-Opanuj się, kobieto!-krzyknął przerwając mi-Nikomu nie mówiłem nic o twoich sprawach! Przysięgam!
-A Bartek wiedział o Jasiu. Powiedział, że im opowiadałeś o mojej nieudanej miłości.
-Cholera...-syknął odwracając głowę w bok
-Oooo, widzę, że jednak coś ci się przypomniało-powiedziałam z doskonale wyczuwalną kpiną w głosie
-Słuchaj. To nie było tak...
-A niby jak?-mruknęłam
-Rozmawiałem z Polą o Jasiu i nagle Bartek podszedł i zapytał się czy gramy...Nie wiem, może słyszał, może podsłuchiwał, ja się w to nie mieszam, ale naprawdę....nikomu nie mówiłem
-Nie wierzę Ci
Oczy Maćka momentalnie się rozszerzyły.
-Co? Ale...
-Wyjdź.
-Marta...
-Wyjdź!
-Słuchać was w całym domu-mruknął Kacper, który nagle się pojawił się w drzwiach
-Przepraszamy. A teraz wyjdźcie stąd, bo chce iść spać.
Oczywiście Maciek jak to on jeszcze się sprzeciwiał, ale w końcu Kacper wyciągnął go z pokoju. Popłakałam jeszcze przez chwilę, po czym wykończona zasnęłam...

Ktoś zaczął mną potrząsać. Otworzyłam lekko oczy i zobaczyłam nad sobą Kacpra.
-Obudziłaś się w końcu!
-Która godzina?-powiedziałam nieprzytomna
-Zaraz będzie jedenasta...
-Budzić mnie tak bladym świtem-mruknęłam zamykając oczy i przekręcając się na drugi bok
-Marta! Boże, jaki z ciebie śpioch!
-Trudno...Daj mi spać...
-Natalia dzwoniła...
-Yhym...
-Nie odbierasz od niej telefonów...
-Yhym...
-Jaś się obudził...
Momentalnie otworzyłam oczy.

_____________________________________________________________________

Nie jest jakoś mega, mega długi,
no ale krótki też nie jest, nie? ;*

Nooo, powiem szczerze, że jest dość długi
A ten kto powie, że nie...

Chciałam Was jeszcze przeprosić za to, 
że ostatnio rozdziały są co dwa dni,
ale mam zabiegane całe dnie i ledwo co wyrabiam się z pisaniem.

I jeszcze chcę BAAARDZO podziękować, 
będzie stuknęło już 30 tysięcy wyświetleń!
Dziękuję, kochaneeeee! <3


Czytasz? Komentuj!

♥ Dziękuję, że poświęciłaś czas na przeczytanie tego opowiadania  ♥

Zapraszam rowniez na  mojego aska

czwartek, 26 marca 2015

Rozdzial 25

Oddychałam szybko jakbym właśnie przebiegła na jakimś wyścigu. To był straszny koszmar...Ale na szczęście to tylko sen. Wstałam powoli z ławki i podeszłam do szyby dzielącej korytarz od sali Jasia. Moje oczy momentalnie się rozszerzyły. Łóżko było...puste.

   Stałam jak ten słup soli i patrzyłam na tą sale. Zamrugałam szybko pare razy, czy aby mi sie tylko nie zdaje. Nie! Łóżko było puste. Gdzie on do cholery jest?! A jak to wydarzyło się naprawdę i to nie był tylko sen...O boże...Zobaczyłam przechodzącego lekarza i szybko do niego podbiegłam.
-Gdzie on jest?!-wykrzyczałam
-Proszę się uspokoić-powiedział zaskoczony doktor-O kogo pani chodzi?
-Jak to o kogo? O Jana Dąbrowskiego! Był w tamtej sali-jęknęłam pokazując w kierunku pustego łóżka
-Ahhh...Ten pacjent został przeniesiony dwie godziny temu.
Odetchnęłam z ulgą.
-Boże...przepraszam...po prostu jak zobaczyłam...
-Rozumiem-przerwał mi lekarz-Zaprowadzić panią do jego sali? Teraz będzie można już go odwiedzić

Niepewnie otworzyłam drzwi, które wskazał mi doktor. Rozejrzałam się po sali. Trzy łóżka, ale tylko dwa zajęte. Na pierwszym leżała jakaś dziewczyna, drugie było puste, a ostatnie...Niemal pobiegłam do Jasia. Stanęłam nad nim i popatrzyłam na niego. Był taki blady...Łza mimowolnie spłynęła po policzku. Czemu los tak mnie każe? Co ja zrobiłam? Pochyliłam się nad Jasiem i pocałowałam go w czoło. Ukażcie mnie, a nie jego...
-Marta?-usłyszałam i momentalnie się odwróciłam
-Mamo...-zaczęłam, ale ona już zdążyła do mnie podejść i mnie przytulić. Trwałyśmy w uścisku kilka minut, ale w końcu odsunęłyśmy się od siebie.
-Kochanie, zaraz będzie północ. Chodź, wracajmy do domu
-Ale Jaś...
-Nic mu się nie stanie, jest pod opieką lekarzy.
-Ale...chce jeszcze przy nim trochę pobyć.
-Wiem, ale już jest późno...
-Spałam już. Prawie pięć godzin.
-To za mało.
-Jak dla mnie w sam raz. Ewentualnie znowu się zdrzemnę, ale chce być przy nim.
-Marta. Wracamy do domu. Chodź-powiedziała rozgniewana
-Nigdzie nie idę-mruknęłam siadając na krześle obok łóżka Jasia
-To nie była prośba. Gdy ci coś każe to to wykonujesz
-Co, przepraszam?
-To co słyszałaś. Idziemy.
-Chyba już jestem dorosła i mogę decydować o własnym życiu?!-krzyknęłam wstając
-Ale póki mieszkasz ze mną pod jednym dachem masz się mnie słuchać!
-Dobrze, to się wyprowadzę i nie będziesz mnie więcej widzieć!-krzyknęłam ze łzami w oczach i wybiegłam z sali. Słyszałam jak moja mama mnie woła, ale dla mnie nie miało to znaczenia. Biegłam przez korytarze nie zważając na krzyki oburzenia pielęgniarek. Nie zatrzymałam się nawet wtedy gdy przez przypadek potrąciłam jakiegoś lekarza. Wybiegłam ze szpitala i rozejrzałam się szybko. W tym samym czasie usłyszałam wołanie mamy. Cholera, też już wyszła. Pobiegłam jakąś alejką uciekając jak najdalej od niej.

Biegłam tak chyba z pół godziny. W końcu się zatrzymałam, bo zabrakło mi tchu. Chyba już ją zgubiłam. A raczej napewno. Która w ogóle godzina? Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Pierwsze co zobaczyłam to 36 nieodebrane połączenia od mojej mamy. Dobra tam. Spojrzałam na godzine i momentalnie otworzyłam szerzej oczy. Zaraz będzie druga nad ranem. Podniosłam głowę i rozejrzałam się. Cholera...gdzie ja jestem? No tak. Zgubiłam się. Świetnie. Uklękłam na ziemi i oparłam głowę o mur.


*Perspektywa Kacpra*

-Zachciało im się pić-mruknąłem pod nosem sięgając po puszki z piwem. Rodzice wyjechali na kilka dni w sprawach służbowych, więc zaprosiłem paru kumpli. Czterech wyszło koło północy, więc zostało nas tylko trzech. Ja, Adrian i jakiś jego kolega. Tylko, że oczywiście kto musiał w środku nocy wyskakiwać po piwko? No kto jak nie gospodarz? Podałem zgrzewkę kasjerowi na co on popatrzył na mnie zdziwiony.
-A dowodzik jest?-spytał podejrzliwie. Westchnąłem. No tak. Nikt mi nie wierzy, że mam 19 lat. Pokazałem kasjerowi dowód, a po chwili podałem mu pieniądze.
-Wyglądasz na szesnaście-mruknął oddając mi resztę
-Wiem-westchnąłem biorąc zgrzewkę piwa. Wyszedłem ze sklepu i skierowałem się w stronę domu. Idąc chodnikiem minąłem dziewczynę, która siedziała na ziemi. Pewnie pijana, choć...Dobra, zapomnij o niej. Zapomnij, że może być ranna. Zapomnij, że może jej się coś stać. Zapomnij, że potem będziesz się obwiniać, że jej nie pomogłeś...Cholera! Przecież kazałem ci zapomnieć! Odwróciłem się i podszedłem do niej.
-Wszystko w porzą...-przerwałem, kiedy zobaczyłem jej twarz-Marta?
-Kacper?-zapytała zaskoczona-A co ty tutaj robisz?
-Lepiej ty mi odpowiedz-mruknąłem podając jej rękę, żeby pomóc wstać z ziemi.
-Pokłóciłam sie z mamą, pobiegłam jak najdalej od niej i jakoś...po prostu...się zgubiłam...
-Ahh...rozumiem...
Chwile staliśmy w ciszy
-To...co teraz zamierzasz?
-Eeee...szczerze to nie mam pojęcia. Nie wrócę teraz do domu...
-To może przyjdziesz do mnie?-zaproponowałem szybko
-A twoi rodzice się zgodzą?
-Wyjechali, nie ma ich w domu.
-Nie będę ci przeszkadzać?
-Nie!-zaprzeczyłem szybko
-Dziękuję-powiedziała przytulając się do mnie na co ja się uśmiechnąłem. Boziu, była taka śliczna. Taka mała, delikatna, bezbronna...W końcu lekko się ode mnie odsunęła i podniosła głowę do góry. Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Lekko się pochyliłem, a nasze usta już prawie się styknęły...

_____________________________________________________________________

Niestety, nie będzie długi. 
Jest taki normalny. Nie za krótki, nie za długi <3

Przepraszam mordki,że wczoraj nie było.
Ale ostatnio mam BAARDZO mało czasu :c
Jutro dam taki mega, mega dłuuugi ;*


Czytasz? Komentuj!

♥ Dziękuję, że poświęciłaś czas na przeczytanie tego opowiadania  ♥

Zapraszam rowniez na  mojego aska


wtorek, 24 marca 2015

Rozdzial 24

Lekarze natychmiast wbiegli na sale, robili masaż serca, ale nic to nie dało. Wzięli defibrylator. Pierwszy wstrząs, ile serce może nie bić? W duchu liczyłam sekundy...jedna, druga, trzecia...drugi wstrząs...dziesiąta, jedenasta, dwunasta...trzeci wstrząs...dwudziesta piąta, szósta, siódma... czwarty wstrząs... już ponad pół minuty... pięćdziesiąt sekund...

...piąty wstrząs i w końcu wyczekiwane pip, pip, pip, pip, pip. Boże! Był to dla mnie najpiękniejszy dźwięk na świecie! Uratowali go!

Przez następne kilka godzin chodziłam w tą i z powrotem po korytarzu. Martwiłam się o jego życie. W końcu koło 22 przyszła moja mama.
-Córciu, chodź już do domu-zaczęła przytulając mnie
-Nnie mogę-wyjąkałam powstrzymując łzy-Co jeśli Jasiowi coś się stanie?
-Spokojnie. Jest pod opieką lekarzy,a ty przyjdziesz do niego jutro. A teraz musisz się wyspać, bo do szkoły jutro nie wstaniesz. Z pewnością Janek powiedziałby ci to samo.
Miała rację. Ale co jak wrócę jutro i okaże się, że Jaś umarł? Boże. Nie wiem co bym wtedy zrobiła...kocham go ponad życie...
-Już nie płacz-powiedziała wycierając moje łzy
-Łatwo ci mówić...
W końcu jednak zgodziłam się iść do domu, ale oznajmiłam, że jutro nie idę do szkoły i przychodzę tu rano. Widać, że mojej mamie ten pomysł się nie spodobał, ale nie protestowała.

Następnego dnia przyjechałam rano do szpitala. Kiedy doszłam do sali Jasia zobaczyłam Natalię rozmawiającą z doktorem.
-Jak to w śpiączce?!-krzyknęła nagle, a w jej oczach zaszkliły się łzy
-Proszę się uspokoić...
-Jak ja mam być spokojna?! Mój kuzyn miał wypadek i nie wiadomo kiedy się wybudzi, a pan mi mówi...
W tym momencie rozpłakała się. Szybko pobiegłam i ją przytuliłam. Płakała tak dłuższą chwilę wtulona we mnie.
-Może nas pan zostawić same?-wyszeptałam, a doktor kiwnął głową i poszedł.
-Mmarta?-wyjąkała odsuwając się ode mnie
-Cii, jestem przy tobie-powiedziałam znów ją przytulając. Wiedziałam jak jej ciężko. Płakała chyba z pół godziny, aż w końcu trochę się uspokoiła
-Jak to się stało?-zapytała wycierając rękawem łzy spływające po policzkach
-Wracał pijany samochodem z imprezy... Dopiero teraz się dowiedziałaś?
-Byłam na trzydniowej wycieczce z klasą...-zaczęła, a z jej oczu znowu pociekły łzy. Poszukałam w torebce chusteczek. Ostatnia paczka. Podałam je Natalii, a ta podziękowała cichutko. Usiadłyśmy na ławeczce. Kiedy wycierała łzy usłyszałam cicho grającą piosenkę.
-Chyba ci telefon dzwoni-mruknęłam na co Natalia szybko wyciągnęła komórkę z kieszeni. Udało mi sie tylko na sekunde spojrzeć na wyświetlacz, bo po chwili nacisnęła czerwoną słuchawkę.
-Kto dzwonił?-zapytałam, choć doskonale wiedziałam. Tylko chciałam to usłyszeć od niej.
-Kolega...-powiedziała po chwili. Westchnęłam.
-Ciekawe czemu przy imieniu "kolegi" masz serduszko...
-Widziałaś?
-Mhm...Dzwonił Adam. Mam racje?
-Tak...
-Widziałam was ostatnio w kawiarence-powiedziałam uśmiechając się-Jesteście razem?
-Tak, od czterech dni

Przez dwie godziny siedziałyśmy i rozmawiałyśmy na babskie tematy zupełnie zapominając o Jasiu. Nagle w korytarzu pojawił się Adam.
-Boże, Natalia!-krzyknął podbiegając do nas-Nic ci nie jest?
-Nie...Jak ty tu...
-Twoi rodzice powiedzieli, że jesteś w szpitalu na Matejki-powiedział przerywając jej-Przestraszyłem się, bo nie odbierałaś komórki. Myślałem, że coś ci się stało...
-Nie. Jak widzisz jestem cała i zdrowa. Tylko...-zaczęła, a z jej oczu pociekły łzy-Jaś...
-Jest w śpiączce-dokończyłam za nią. Adam otworzył szerzej oczy, ale po chwili przytulił Natalię.

Do wieczora siedzieliśmy we trójkę. Potem Adam z Natalią postanowili już jechać. Nawet chcieli mnie podwieść, ale się nie zgodziłam. Wolałam jeszcze zostać. Siedziałam w samotności przez kilka godzin. W szpitalu było stosunkowo mało osób. Podeszłam jeszcze raz do szyby, żeby spojrzeć na Jasia. Patrzyłam i patrzyłam, aż w pewnym momencie zobaczyłam, że porusza głową. Niee...pewnie mi się zdaje...Nie, czekaj! Teraz widziałam wyraźnie! Wbiegłam do sali jak oparzona, a wtedy Jaś obrócił głowę w moją stronę i otworzył oczy.
-Boże...-powiedziałam ze łzami w oczach. Pierwszy raz w życiu płakałam ze szczęścia. Byłam taka szczęśliwa. Obudził się.
-Marta...-zaczął Jaś-Ja..
-Spokojnie, jestem przy tobie...
-Nie, ja...ja...
-Co? O co chodzi?
-Nie mogę...Oddychać...-powiedział zamykając oczy, a ja spojrzałam na monitor. Znowu kreska stała się pozioma, prosta i ciągła. Zaczęłam krzyczeć, potrząsać nim, aż dwóch lekarzy mnie od niego nie odciągnęło.
-Co pani wyprawia?!-wykrzyczał jeden z nich
-Ratujcie go!-krzyknęłam próbując wydostać się z ich uścisku
-Kogo?
Popatrzyłam na łóżko. Puste...
-Gdzie on jest?!
-Kto?
-No kto?! Jan Dąbrowski!-krzyknęłam patrząc na lekarzy, którzy spojrzeli porozumiewawczo na siebie-Mówcie!
-Przykro nam...ten pacjent...zmarł...
-Co?!
-Kilka dni temu...
-Nie! To niemożliwe! To niemożliwe!
Zaczęłam krzyczeć wszystko dookoła kopiąc i przewracając. W końcu trójka lekarzy mnie złapała. Dwójka przytrzymała, a jeden zaczął mną potrząsać.
-Proszę pani!-usłyszałam wołanie

Otworzyłam oczy. Nade mną stała jakaś pielęgniarka.
-Och, obudziła się pani w końcu...
Rozejrzałam się. Siedziałam na ławce. Czyli...Jaś żyje. To tylko mi się przyśniło. Odetchnęłam z ulgą.
-Która godzina?-spytałam po chwili
-Za parę minut będzie 23...
O boże. Przespałam prawie pięć godzin. W końcu przez ostatnie dni prawie w ogóle nie spałam... Oddychałam szybko jakbym właśnie przebiegła na jakimś wyścigu. To był straszny koszmar...Ale na szczęście to tylko sen. Wstałam powoli z ławki i podeszłam do szyby dzielącej korytarz od sali Jasia. Moje oczy momentalnie się rozszerzyły. Łóżko było...puste.

_____________________________________________________________________

Taki troszeczkę krótszy rozdział, kochane
Ale wybaczcie nie miałam dziś czasu :c

Dzisiaj tak bardziej mrocznie hłe hłe hłe


Czytasz? Komentuj!

♥ Dziękuję, że poświęciłaś czas na przeczytanie tego opowiadania  ♥

Zapraszam rowniez na  mojego aska

poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdzial 23

-Obudziłem cię?
-Tak-mruknęłam-O co chodzi?
-Widzisz...Jaś miał mały wypadek...


   Moje oczy momentalnie się rozszerzyły.
-Jaki wypadek?!-krzyknęłam szybko wstając z łóżka
-Spokojnie. Żyje.
-Gdzie jesteście?
-Szpital przy ulicy Matejki
-Zaraz tam będę-powiedziałam i rozłączyłam się. Wzięłam do ręki byle jakie ciuchy i szybko się w nie ubrałam. Zbiegłam na dół, gdzie zastałam mamę.
-Córciu? A co ty tak wcześnie wstałaś? Przecież dzisiaj masz lekcje dopiero na dziewiątą...
-Tata już pojechał?-spytałam szybko wkładając buty
-Z pół godziny temu...Czemu pytasz?
Przeklnęłam. Czyli mnie nie zawiezie.
-Gdzie ty dziecko wychodzisz o tej porze?
-Jaś miał wypadek-powiedziałam ze łzami w oczach
-Boże...Co się sta...
-Nie wiem!-krzyknęłam przerywając jej
-Czekaj, gdzie on jest?-zapytała podchodząc do mnie
-W szpitalu. Przy Matejki
-Zawiozę cię-powiedziała siegając po klucze do samochodu

Po niecałej godzinie byłyśmy na miejscu. Jakaś pielęgniarka akurat przechodziła.
-Przepraszam, wie pani gdzie jest pacjent Jan Dąbrowski?-spytałam
-A pani z rodziny?
Kurde. Czyli pewnie tylko najbliższa rodzina może go zobaczyć...
-Jestem jego narzeczoną-powiedziałam wykorzystując trik Jasia.
Pielęgniarka westchnęła, ale posłusznie mnie zaprowadziła. Obok sali zobaczyłam siedzącego Kacpra. Miał rękę w gipsie i opatrunek na twarzy.
-Marta...-zaczął na mój widok i momentalnie wstał
-Boże, co się stało?-zapytałam przerażona-Gdzie Jaś?
-W sali. Tylko nie można mu przeszkadzać, bo jeszcze jest u niego lekarz.
-Co się stało?-powtórzyłam patrząc na rany Kacpra
-Mieliśmy...drobny wypadek samochodowy...
Pobladłam.
-Gdy wyszłaś poszliśmy na impreze. Koło 5 nad ranem znudziło nam sie i postanowiliśmy wracać. Hubert chciał jeszcze zostać, więc jechaliśmy tylko we trzech.
-Jaś prowadził?-spytałam cicho
-Tak...-mruknął Kacper zaciskając powieki-My siedzieliśmy z przodu, a Adrian z tyłu. Troche wypiliśmy...
Zabije go! Pijany był i prowadził?! Co za nieodpowiedzialny, głupi...
-Nie mogliście zamówić taksówki?-wysyczałam
-Jaś wypił tylko jednego drinka, więc postanowił, że nie jest jakoś strasznie pijany i może prowadzić. Ale było ciemno, rozmawialiśmy i...nie wiem...jakoś zjechał z drogi i walnął w te drzewo...
Czułam jak łzy napływają mi do oczu.
-Adriana odebrali rodzice, bo był najmniej poszkodowany i mógł już jechać do domu...
-A Jaś jako kierowca poniósł największe szkody-dokończyłam siadając na ławce. Ukryłam twarz w dłoniach. Nie mogłam nic poradzić na łzy spływające po moich policzkach.
-Ej-zaczął Kacper siadając obok i przytulając mnie-Nie płacz. Będzie dobrze.
Chwile trwaliśmy w uścisku, aż z sali nie wyszedł lekarz.
-I co, panie doktorze?-zapytałam szybko się podnosząc
-Przepraszam, kim pani jest?
-Narzeczoną Jasia-powiedziałam na co Kacper otworzył szeroko oczy i usta ze zdziwienia
-Ogólnie nic poważnego. Dwa złamania i troche zadrapań...
Odetchnęłam z ulgą. Bałam się, że będzie coś gorszego.
-Tylko, że...-zaczął lekarz, a ja momentalnie się spięłam-Pacjent jest w śpiączce.
Otworzyłam lekko usta. W śpiączce?!
-Ale...co...jak..-zaczęłam się jąkać nie wiedząc co powiedzieć-Ile będzie trwać...
-Śpiączka?-spytał, a ja przytaknęłam-Niewiadomo. Może trwać pare dni, miesiąc, pół roku, kilka lat...
Zaniemówiłam. Co? Kilka lat? Nie, nie, nie! To niemożliwe! Znowu miałam łzy w oczach.
-To zależy od pacjenta-mruknął doktor
-A możemy chociaż do niego wejść?-zapytał Kacper
-Na razie nie. A teraz przepraszam, śpieszy mi się.
Kiedy lekarz już odszedł odwróciłam się do Kacpra.
-Lat?-spytałam czując łzę spływającą po moim policzku
-Nie martw się-powiedział znowu mnie przytulając-Będzie dobrze. Wybudzi się wcześniej. Może nawet za kilka dni.
-Oby
Staliśmy tak wtuleni w siebie kilka minut.
-W ogóle...-zaczął odsuwając się ode mnie-Narzeczona?
Uśmiechnęłam się lekko.
-Inaczej by mnie nie wpuścili. Musiałam tak powiedzieć.

Spędziłam w szpitalu kilka godzin, aż moja mama zmusiła mnie, żebym wróciła do domu. W końcu i tak nie mogę odwiedzić teraz Janka. Przyznałam jej rację, choć trudno było mi go opuścić....

Następnego dnia po szkole od razu pojechałam do szpitala. Okazało się, że przenieśli Jasia do innej sali. Jeszcze nie można było do niego wejść, ale była tam szyba przez którą mogłam na niego patrzeć. Chodziłam po korytarzu w tą i z powrotem, bo nie miałam co ze sobą zrobić. Nawet nie zauważyłam a minęły cztery godziny. Stanęłam przy oknie i popatrzyłam na niego...Był tak bardzo blady, podłączony do mnóstwa aparatur. Patrzyłam i patrzyłam, aż nagle usłyszałam alarm, a kreska na monitorze stała się pozioma, prosta i ciągła. Przysięgam, że na moment też stanęło mi serce. Krzyczałam żeby go ratowali. Lekarze natychmiast wbiegli na sale, robili masaż serca, ale nic to nie dało. Wzięli defibrylator. Pierwszy wstrząs, ile serce może nie bić? W duchu liczyłam sekundy...jedna, druga, trzecia...drugi wstrząs...dziesiąta, jedenasta, dwunasta...trzeci wstrząs...dwudziesta piąta, szósta, siódma... czwarty wstrząs... już ponad pół minuty... pięćdziesiąt sekund...


_____________________________________________________________________

W końcu jakaś normalna długość rozdziału xd
Dziękuję bardzo za tak dużą aktywność - 
widać, że zależy Wam na blogu, mordki ;*

Przy okazji chcę Wam od razu powiedzieć, że nazwa ulicy jest przypadkowa,
nie, że jest jakiś szpital na Matejki, choć może jest heh,
ale tak wymyśliłam na poczekaniu ;)


Czytasz? Komentuj!

♥ Dziękuję, że poświęciłaś czas na przeczytanie tego opowiadania  ♥

Zapraszam rowniez na  mojego aska

niedziela, 22 marca 2015

Rozdzial 22

-Ooo nie! Najpierw ty mi opowiedz jak tam nocka z Jaśkiem-mruknęła podnosząc jedną brew
-O boziu!-jęknęłam śmiejąc się
-No opowiadaj!
-Nie ma o czym. Przyszedł, obej...-przerwałam, kiedy zobaczyłam parę siedzącą przy oknie.


    Adam z Natalią. Co oni tutaj robią? I to razem? Kątem oka zauważyłam jak trzymają się za ręce.
-Na co tak patrzysz?
-Na nic
-Nie umiesz kłamać-stwierdziła Pola odwracając się
-Ehh...Na tamtą parę. Nie znasz.
-Yhy...-mruknęła lustrując ich wzrokiem-Pasują do siebie.
Czy ja wiem? Chociaż faktycznie...Ładnie razem wyglądają. W tej chwili podeszła do nich kelnerka. Adam wyjął portfel i zapłacił. Więc to chyba jednak randka. No nieźle.
-O, już wstają-westchnęła Pola odwracając się do mnie
-Tak, już wychodzą
-Dobra, to teraz opowiedz mi jak minęła noc z Jankiem
-Nie noc, ale i dzień-mruknęłam upijając łyk kawy, którą właśnie przyniósł kelner. Opowiedziałam Poli w skrócie co robiliśmy.
-Uuu, kręgle? Kiedyś chciałam cię wyciągnąć, ale...
-Dobra, dobra-przerwałam jej-Mów mi lepiej o tym swoim Piotrusiu
-Cudowny-rozmarzyła się-Zderzyliśmy się niechcący ze sobą w sklepie. Wylał na mnie kawe...
Przez kolejne pół godziny musiałam wysłuchiwać jak ją zabrał do restauracji, jaki był słodki, szarmancki itd. Cóż, jestem przyzwyczajona. Nie pierwszy raz muszę słuchać o jakimś jej "cudownym" chłopaku.

Kiedy w końcu skończyła wyszłyśmy z kawiarenki i pożegnałyśmy się. Przeszłam kilka kroków w stronę przystanku autobusowego. Sprawdziłam rozkład jazdy i usiadłam na ławce. Aż 10 minut. Ehh..Wyciągnęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz. O, sms od Jasia. Wysłał mi go 13 minut temu. Gdy przeczytałam treść uśmiechnęłam się lekko - "Jak się masz, mordko?". Do tego dołączone było też dołączone jego zdjęcie z różą. O boziu, jaki on kochany. Wystukałam kilka słów "Dobrze. Czekam na przystanku. A ty?". Oczywiście nie musiałam długo czekać na odpowiedź "Też. Jestem w domu z chłopakami. Chcesz wpaść?". Napisałam "Chętnie, ale nie będę wam przeszkadzać?", a kiedy przyszła odpowiedź, że nie wsiadłam do autobusu, który jechał w stronę domu Jasia.

W końcu byłam na miejscu. Zadzwoniłam dzwonkiem i czekałam. Po chwili drzwi się otworzyły i ukazał się w nich jakiś chłopak.
-Hej, wchodź-powiedział cofając się i robiąc mi miejsce. Posłusznie weszłam i zdjęłam buty.
-Tak w ogóle Adrian jestem-mruknął podając mi rękę
-Marta-uśmiechnęłam się ściskając jego dłoń
-Miło cię poznać. Chodź, reszta gra w salonie.
Weszliśmy po schodach, a po chwili znaleźliśmy sie w dużym pomieszczeniu. Ledwo co zobaczyłam trójkę chłopaków, a już Ariston na mnie skoczył.
-Hej, psiaku-powiedziałam głaszcząc go. W tym samym czasie Adrian usiadł koło trójki chłopaków.
-Ja wale...Nie, ta plansza jest...Wy znacie ją na pamięć pewnie...-zaczął Jaś, a ja podeszłam do nich i patrzyłam jak grają.
-Wygrałem!-krzyknął po chwili jeden z chłopaków
-Ja wam mówię, że wy na pamięć uczyliście się tych plansz-mruknął Jasiek
-Tylko tak mówisz, bo byłeś ostatni-powiedziałam roześmiana
-Ooo, Marta! Hej, nie zauważyłem cię!
Przytulił mnie, a ja pocałowałam go w policzek.
-Chodź, przedstawię cię. To jest Hubert, to Kacper, a to...
-Adrian-przerwałam mu, a Jaś patrzył to na mnie to na niego. Zaczęłam się strasznie śmiać.
Resztę popołudnia spędziłam z Jasiem i jego kolegami. Najpierw graliśmy w gry, potem śpiewaliśmy karaoke, a na koniec zamówiliśmy pizze i oglądaliśmy filmy. Muszę przyznać, że świetnie się bawiłam, ale byłam mega zmęczona.

Rano obudził mnie telefon. Nieprzytomna popatrzyłam na zegarek stojący na szafce nocnej. Za kilka minut będzie siódma...Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, który ciągle dzwonił. Nieznany numer. Trudno, odbiorę. Ewentualnie skrzyczę tego kogoś, że budzi mnie bladym świtem.
-Halo...?
-Hej, Marta-usłyszałam, ale za nic nie mogłam się domyślić kto mówi-Tu Kacper
-Kto?-zapytałam marsząc czoło. Nie znam nikogo o takim imieniu...
-Kolega Janka. Spotkaliśmy się wczoraj.
Aaa no tak. Rzeczywiście.
-Obudziłem cię?
-Tak-mruknęłam-O co chodzi?
-Widzisz...Jaś miał mały wypadek...

_____________________________________________________________________

Powróciłam!
Macie rozdział ;*
Troszkę krótszy, ale tak mnie pośpieszałyście,
że nie miałam czasu napisać normalnego :'D

Ogólnie muszę Wam powiedzieć, 
że zasmucił mnie Wasz spadek aktywności.
Chyba tak bardzo nie zależy Wam na blogu...
Najpierw były 62 komentarze, później 49, 
aż ostatnio tylko 30


Czytasz? Komentuj!

♥ Dziękuję, że poświęciłaś czas na przeczytanie tego opowiadania  ♥

Zapraszam rowniez na  mojego aska

sobota, 21 marca 2015

Rozdzial 21

-Kocham cię-wyszeptał po chwili
-Ja ciebie też-powiedziałam i pochyliłam się w jego stronę, żeby go pocałować. Ledwo co nasze usta dotknęły siebie, a zadzwonił mój telefon.


   Szybko wstałam i poszłam po niego. Zerknęłam na wyświetlacz. Pola.
-Halo?
-Hej, kochana! Obudziłam cię?
-Hm? Nie, nie. Już wstałam.
-Co ty dzisiaj taki ranny ptaszek?
-Tak jakoś. O co chodzi?
-A co? Nie można już normalnie do przyjaciółki zadzwonić?
-Ty nigdy nie dzwonisz bez powodu.
-No dobra, dobra. Moje życie się zmieniło.
-Chłopak?-mruknęłam czując jak Jaś przytula się do moich pleców
-Jak ty mnie dobrze znasz-westchnęła-Piotruś.
-Ooo, mówisz zdrobniale! Czyli już od kilku dni jesteście razem. I czemu mi nic nie mówiłaś?
-Od pięciu jeśli chodzi o ścisłość. Nie mówiłam, bo...sama nie wiem...
-Dobra, wybaczam ci-powiedziałam roześmiana, a wtedy Jaś zaczął mnie całować po szyi
-Musimy się spotkać. Wszystko ci opowiem.
-Yhy...-mruknęłam próbując odgonić natrętnego przytulańca
-To masz dzisiaj czas?
-Janek, przestań!-krzyknęłam w końcu i momentalnie pożałowałam, że to zrobiłam
-On jest u ciebie?!
Cholera...
-No to już wiem dlaczego tak wcześnie wstałaś
-A żebyś wiedziała! Obudził mnie swoim jazgotem!
-Pięknym śpiewem-poprawił Jaś mówiąc do telefonu
-Czyli nie możesz dzisiaj-powiedziała roześmiana Pola-A jutro? Po szkole?
-Ale tak od razu po lekcjach?-spytałam odpychając od siebie Janka-I gdzie byśmy poszły?
-Tak, od razu...Nie wiem, możemy do tej kawiarenki co byłyśmy ostatnio.
-Okej, to do jutra...-mruknęłam i rozłączyłam się.
-Jazgotem?-zapytał Jaś podchodząc do mnie
-Tak, jaz...-przerwałam, bo mnie pocałował. Po chwili jego ręce znalazły się na moich biodrach. Zamruczałam cichutko. Zaczął się cofać ciągnąc mnie za sobą. Położył się na łóżku, a ja na nim. Całowaliśmy się namiętnie, aż jego ręce nie znalazły się pod moją bluzką.
-Jaś-powiedziałam odsuwając się od niego
-Hmm?-wymruczał gładząc moje plecy
-Już dość...
Chciałam wstać, ale mnie przytrzymał.
-Przecież nie robimy nic złego
-Ale może to zajść za daleko
-I tak twojej mamy już nie ma-mruknął całując moją szyję
-Ale ja nie chce, możesz to zrozumieć?!-krzyknęłam w końcu odrywając się od niego. Janek popatrzył na mnie zdziwiony.
-Czemu?
-Po prostu nie mam ochoty...
-Jakoś przed chwilą miałaś
Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Miał racje. Ale teraz uświadomiłam sobie do czego może dojść. A ja nie chce tego tak szybko. Usiadłam na skraju łóżka i ukryłam twarz w dłoniach.


*Perspektywa Jasia*

Cholera. Co zrobiłem źle? Starałem się być delikatny i wydawało mi się, że jej się podoba, a tu nagle...Kurde. Czy ona płacze? Podszedłem do Marty i ukucnąłem przy niej. Patrzyłem na nią przez chwilę, aż w końcu odsłoniła twarz.
-Przepraszam...-wyszeptała po chwili
-Nie, to ja przepraszam-powiedziałem szybko i przytuliłem ją. Trwaliśmy w uścisku kilka minut.
-Po prostu nie chce teraz...Nie tak szybko...
-Rozumiem-powiedziałem i pocałowałem ją w czoło na co lekko się uśmiechnęła.
-Kocham cię
-Ja ciebie też, mordko-westchnąłem patrząc jej w oczy-Nawet nie wiesz jak bardzo.
Przez następną godzinę oglądaliśmy telewizje w jej salonie. Siedzieliśmy na kanapie przytuleni do siebie.
-Boże, jakie nudy-mruknęła Marta surfując po kanałach
-To może wyjdziemy gdzieś?-zaproponowałem bawiąc się kosmykami jej włosów
-Tylko gdzie?
-Nie wiem. Do restauracji, kina, na kręgle, spacer...
-Kręgle?
-A lubisz?
-Szczerze to nigdy nie grałam...
-Serio?-zapytałem otwierając szerzej oczy-Ja kiedyś co wieczór grałem z chłopakami
-To mógłbyś mnie nauczyć-stwierdziła uśmiechając się.

Po pół godzinie już przebrani wyszliśmy z domu. Podbiegłem do mojego auta i szybko otworzyłem Marcie drzwi. Uśmiechnęła się i wsiadła. Po chwili zająłem miejsce za kierownicą i ruszyliśmy.
-To gdzieś daleko?
-Niee, kilka minut i będziemy na miejscu-odpowiedziałem uśmiechając się do niej
-Patrz na drogę-mruknęła roześmiana


*Perspektywa Marty*

W końcu dojechaliśmy. Muszę przyznać, że było tu naprawdę przytulnie. No i co najważniejsze było mało osób. W sumie to trochę się bałam, że zbłaźnię się przed Jasiem.
-Może najpierw coś zjemy?-zaproponował obejmując mnie ramieniem
-Już jesteś głodny?-spytałam śmiejąc się
-No ej, już jest pora obiadu...
Nasza rozmowa skończyła się tym, że siedzieliśmy przy stoliku i jedliśmy pizze. Ledwo co zjadłam jeden kawałek, a Jaś już podnosił się z miejsca.
-Ale ja jeszcze nie skończyłam...
-Możesz jeść i grać-mruknął mrugając do mnie, na co ja przewróciłam oczami. Niechętnie podniosłam się z miejsca i ruszyłam z nim w kierunku kas.
-Godzina, czy dwie?-spytał Jaś patrząc na mnie
-Eee...Może być godzina-mruknęłam po chwili
-Czterdzieści złotych-powiedział kasjer
Kiedy Janek zapłacił podszedł ze mną do stoiska z butami. Wybraliśmy odpowiednie rozmiary i założyliśmy je. Ruszyliśmy w stronę toru. Jaś wstukał do systemu nasze imiona, a sekundę później wyświetliły się one na monitorze.
-Okej...Ty znaczynasz
Przełknęłam głośno śline. Cholera. Nie umiem. Chwyciłam najlżejszą kulę.
-Jaś, pomożesz mi?-spytałam cicho na co uśmiechnął się. Ustawia mnie przodem i delikatnie obejmuje w tali. Jego drugą rękę czuję na mojej dłoni z kulą.
-Na trzy wypuszczamy-szepcze mi wprost do ucha, a mnie przechodzi przyjemny dreszczyk-Raz... dwa... trzy!
Razem wypuszczamy kulę, która zaczyna się turlać w stronę kręgli
-Brawo! Zbiłaś siedem! No to teraz jeszcze tylko trójeczka. Spróbuj sama.
-Eee...
-Dasz radę
Westchnęłam. Chwyciłam ponownie za kulę. Ustawiłam się i odetchnęłam głęboko. Wypuszczam kulę, a ta zbija pozostałe 3 kręgle.
-Noo! Brawo! Mówiłem, że ci się uda
Gdy Jaś bierze kulę do ręki kieruję się do stolika. Chwytam do ręki kawałek pizzy po czym się w niego wgryzam.
-Ej, teraz ty!
Odkładam kawałek na mój talerz i udaję się w stronę toru. Tym razem zbijam dziesięć za jednym zamachem przez co Janek wypluwa zawartość swojej buzi
-Jak?!
Zaczęłam się strasznie śmiać. Ta jego mina!
-Oooo boziu! Kiedyś przez ciebie umrę ze śmiechu-powiedziałam uspokajając się trochę
-Serio pierwszy raz grasz w kręgle?
-No...tak...Widzisz, talentu się nie wybiera-mruknęłam roześmiana

Po godzinie kończymy grę. Opadamy zmęczeni na kanapę i bierzemy dużego łyka coli.
-Wygrałem-oznajmia ucieszony Jaś wgryzając się w ostatni kawałek pizzy.
-Co?! To ja miałam 100 punktów, a ty 90!
-Oj, ale przecież ci pomagałem.
-Tylko pierwsze 7 punktów, ale to i tak daje mi przewagę.
-No dobrze, niech ci będzie. Czyli wygrałem.
-No wła...Ej!-krzyknęłam szturchając go w ramię
-Oj, no przecież żartuje-powiedział roześmiany i pocałował mnie w policzek

Kiedy podjechaliśmy pod mój dom było już ciemno.
-No trochę nam się zeszło-stwierdził Jaś otwierając mi drzwi-Tak w ogóle spotykamy się jutro?
-Poniedziałek. Szkoła. Mówi ci to coś?
-Aaa no tak. Ale po lekcjach?
-Pola. Kawiarenka-mruknęłam patrząc na swoje buty-Przepraszam.
-Nie no...Rozumiem. Później się umówimy-powiedział i pocałował mnie w policzek-To ja już będę jechać...
-No dobrze, pa-pożegnałam się z nim

Następnego dnia po lekcjach poszłam z Polą do tej nieszczęsnej kawiarenki. Usiadłyśmy przy stoliku i czekając na kawę zaczełyśmy rozmowę.
-No to opowiedz mi o tym swoim Piotrusiu-powiedziałam roześmiana
-Ooo nie! Najpierw ty mi opowiedz jak tam nocka z Jaśkiem-mruknęła podnosząc jedną brew
-O boziu!-jęknęłam śmiejąc się
-No opowiadaj!
-Nie ma o czym. Przyszedł, obej...-przerwałam, kiedy zobaczyłam parę siedzącą przy oknie.

_____________________________________________________________________

Wybaczcie, 
wczoraj miałam najgorszy dzień w moim życiu.
Nie mogłam wstawić.
Nie wyrobiłam się.
Znowu.
Ale za to macie mega długi, mordki <3


Czytasz? Komentuj!

♥ Dziękuję, że poświęciłaś czas na przeczytanie tego opowiadania  ♥

Zapraszam rowniez na  mojego aska

czwartek, 19 marca 2015

Rozdzial 20

-Ej, którym ręcznikiem mam wytrzeć ręce?-spytał, a ja zaczęłam się śmiać-No co?
-Nic-odpowiedziałam cały czas śmiejąc się-Po prostu myślałam, że coś się stało, a ty się o ręczniki pytasz.
-Dobra, tak serio to chciałem się tu jakoś zwabić-mruknął przyciskając mnie do ściany swoim ciałem.
-Po co?-zapytałam zaskoczona
-Po to-powiedział i pocałował mnie


   Po chwili zszedł z pocałunkami na moją szyję. Zamruczałam cichutko. Wspaniałe uczucie.
-Stęskniłem się-wymruczał mi do szyi
-Ja też-powiedziałam i pocałowałam go namiętnie w usta. Oplotłam nogami jego biodra, a jego ręce zacisnęły się na moich pośladkach. Powoli oddalił się od ściany i poszedł w kierunku mojego pokoju. Położył mnie na łóżku nieprzerywając pocałunku. Zaczął błądzić rękami po moim ciele.
-A mieliście być grzeczni-usłyszeliśmy i momentalnie oderwaliśmy się od siebie. Jaś usiadł na skraju łóżka, a ja nadal leżałam.
-No i co?-spytała moja mama.
Janek otworzył lekko usta. Chyba miał coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Moja mama stała w drzwiach i patrzyła na nas z niedowierzaniem kręcąc głową. Chyba liczyła na jakieś wytłumaczenie. Jednak Jaś wyglądał tak śmiesznie, że zaczęłam chichotać.
-I z czego się tu śmiać, moja panno?-zapytała mama, a ja momentalnie spoważniałam. Mówiła tak do mnie tylko wtedy kiedy była strasznie zła-Chodź na chwile.
-Błagam-jęknęłam zakrywając twarz poduszką, a po chwili pokazując palcem na Jasia-To jego wina.
-Eh...-westchnęła opierając się o framugę-I co ja z wami mam zrobić?
Jaś tylko siedział i patrzył się w podłogę. Chyba było mu wstyd. Albo nie chciał pogarszać sytuacji.
-Jeszcze jeden taki numer i Janek przenosi się na kanapę w salonie-mruknęła moja mama zamykając drzwi. Odetchnęłam z ulgą. Bałam się, że każe Jasiowi wracać do domu.
-Dobra...To co robimy?-zapytałam uśmiechając się
-Nie wiem. Może obejrzymy jakiś film?-zaproponował kładąc się obok mnie. Kiwnęłam głową na znak zgody i wstałam z łóżka. Z biurka wzięłam laptopa i podałam go Jasiowi.
-Proponuje horror-mruknął wpisując coś w wyszukiwarce.
-Czemu?
-Bo wtedy się boisz i wtulasz się we mnie
Uśmiechnęłam się lekko.

Rzeczywiście. Przez cały film przytulałam się do Jasia. Kurde, jak on znajduje takie straszne horrory? Dużo ich oglądałam, ale z pewnością ten był najstraszniejszy. Kiedy skończyliśmy bałam się nawet pójść do łazienki. Jaś odłożył laptopa, a ja schowałam się pod kołdrę. Cholera, cholera, jak tu ciemno. Popatrzyłam w stronę okna.
-Boże!-wrzasnęłam podnosząc się z łóżka. Obok okna siedziała jakaś postać
-Co?-zapytał Jaś, który momentalnie znalazł się przy mnie. Popatrzyłam jeszcze raz w stronę okna. O boziu, to tylko ubrania.
-Nic-odpowiedziałam wciągając raptownie powietrze-Myślałam, że ktoś tam siedzi.
Jasiek zaczął się śmiać.
-Wiesz co...-mruknęłam chowając się pod kołdrę. Prawie na zawał umarłam, a ten sie śmieje. Kurde. Najgorsze jest to, że ja sie cały czas boję.
-Co ty sie tak chowasz?-zapytał odkrywając mnie. Złapałam za kołdrę i znowu się przykryłam-Ej!
Zamknęłam oczy próbując zasnąć. Nic z tego. Cały czas myślałam o tym horrorze. Cholera, nie mógł wybrać innego filmu?
-Ty serio sie tak boisz?-zapytał Janek podnosząc kołdre lekko do góry. Nie, kurde! Udaje! Odwróciłam się na bok. Nie mam ochoty z nim rozmawiać. Jednak po chwili poczułam jak Jaś przytula się do moich pleców. Uśmiechnęłam się lekko.
-Jak na pikniku...-wyszeptałam
-Tak-mruknął i zaczął całować moją szyję
-Miałeś być grzeczny-skarciłam go odwracając się w jego stronę
-Jestem.
-Yhy, napewno-powiedziałam przewracając oczami
-Uważaj, za tobą!-krzyknął nagle, a ja poczułam jak ktoś łapie mnie za noge. Krzyknęłam, ale Jaś zasłonił mi usta ręką.
-To tylko ja-mruknął gładząc moje udo
-Co?-zapytałam nie rozumiejąc
-To tylko ja-powtórzył śmiejąc się cicho-Ale się wystraszyłaś...
-Nienawidze cie-powiedziałam po chwili i odwróciłam sie do niego plecami. Cholera, jak mógł mnie tak wystraszyć? Naprawdę myślałam, że ktoś tam jest. I że ten ktoś złapał mnie za nogę. Słyszałam przyśpieszone bicie mojego serca. Pierwszy raz w życiu tak strasznie sie bałam.
-Ej, misiu...-powiedział Jaś pochylając się nade mną. Nie odpowiedziałam. Szczerze to w tym momencie najchętniej wypchnęłabym go przez okno-Przepraszam...
Dzisiaj mówi mi to już drugi raz. Tylko tym razem zapomniał dodać "Jestem idiotą". A nie, już zaraz będzie druga nad ranej. Więc wczoraj mi to mówił.
-Gniewasz się na mnie?-zapytał, a ja odwróciłam głowę w jego stronę. Nasze usta dzieliło kilka milimetrów. Jaś już chciał mnie pocałować, ale wtedy ja szybko odwróciłam głowę.
-Tak, gniewam się-powiedziałam tylko.
-Przepraszam-jęknął i wtulił twarz w moje włosy. Uśmiechnęłam się lekko, a wtedy on zaczął całować moje ramie.
-Jestem śpiąca-wymruczałam
-Yhym...
-Daj mi spać.
-Yhym...
-Przestań!
-Dopiero jak mi wybaczysz.
-Dobra, dobra...
-Co?-mruknął znów całując moją szyje
-Wybaczam! A teraz daj mi spać!
Jaś słysząc to przytulił się do moich pleców, a ja byłam tak zmęczona, że po chwili zasnęłam.

Obudził mnie czyiś śpiew. Cholera! Czy ja nie moge sobie pospać? Gdzie jest ten kto śmiał mnie obudzić? Podniosłam lekko głowę znad poduszki i rozejrzałam się po pokoju. Nikogo tu nie ma. Czyli to z dołu. Zeszłam po schodach i skierowałam się do kuchni skąd słychać było śpiew.
-Kto śmie mnie budzić?-mruknęłam wchodząc do niej
-Ooo! Obudziłaś się w końcu!-powiedział Janek przerywając na chwile śpiewanie i całując mnie w policzek-Jak sie spało?
-Dobrze...Ale byłoby lepiej, gdyby jakieś beztalencie mnie nie budziło.
-Beztalencie?-prychnął roześmiany otwierając lodówkę i wyjmując z niej sok-Ja widzę tu tylko mega przystojnego chłopaka, który przepięknie śpiewa i robi pyszne śniadania.
-Aleś ty skromny...
-A co? Nie mam racji?-zapytał uśmiechając się szeroko, a ja tylko przewróciłam oczami-Dobra, dobra. Jedz.
-Nie otruje się tą jajecznicą?-spytałam siadając przy stole.
-Raczej nie, ale jakby co przyjdę na twój pogrzeb-mruknął puszczając do mnie oczko
-I dlatego ty spróbujesz jej pierwszy.
-Ale ja chce jeszcze żyć...
-A myślisz, że ja nie?

Po śniadaniu wróciliśmy do pokoju. Jaś położył się na łóżku, a ja usiadłam obok niego. Po chwili zaczął mnie łaskotać. Zaczęłam się śmiać i błagałam, żeby przestał. W końcu złapałam go za ręce. Cały czas trzymałam je w uścisku, żeby przypadkiem znowu mnie nie zaczął łaskotać.
-Kocham cię-wyszeptał po chwili
-Ja ciebie też-powiedziałam i pochyliłam się w jego stronę, żeby go pocałować. Ledwo co nasze usta dotknęły siebie, a zadzwonił mój telefon.

_____________________________________________________________________

Wybaczcie, 
wczoraj się nie wyrobiłam.
Praktycznie cały dzień nie było mnie w domu.
Macie rozdzialik i czytajcie ;*

Przy okazji -
Martyna zaproponowała dodawanie na początku
kawałek z poprzedniego rozdziału.
Jak widzicie jest to już we wszystkich, 
bo jest to super pomysł <3


Czytasz? Komentuj!

♥ Dziękuję, że poświęciłaś czas na przeczytanie tego opowiadania  ♥

Zapraszam rowniez na  mojego aska